Na wstępie muszę coś wyznać. Wczoraj miałem kiepski dzień, jeden z takich, które najlepiej przeleżeć, przeżuć, wypluć i zapomnieć. Usiadłem do komputera z myślą, ze coś może napiszę i… . I lipa, w głowie pustka, i nagle się okazało, że programowanie radia oraz patrzenie w biurko jest ciekawsze. Byłem trochę zły na siebie, ale zatrzymałem się na chwilę i pomyślałem. Przecież takie dni też mają prawo bytu. Ja też mam prawo czuć się gorzej, nie mieć ochoty na nic. Ważne to było dla mnie spostrzeżenie, bo ostatni miesiąc spędziłem w galopie, robiąc kilka rzeczy na raz. Tak się zagalopowałem, że pomyliłem terminy zjazdów w szkole i przejechałem się 200 km w jedną i 200 km w drugą stronę Lubię jak coś się dzieje, jest szum. Ale wczoraj zauważyłem, że i cisza i nicnierobienie też mogą być fajne. Złość na siebie za chwilę zamieniła się w akceptację, że tak już po prostu jest i mogę ten dzień wykorzystać na naładowanie baterii. I dzisiaj obudziłem się w świetnym nastroju, zmotywowany i gotowy do działania A działań jest sporo, bo w niedługim czasie czekają mnie zmiany.

Dzisiaj trochę o tym co napisałem wyżej, w takim lekkim połączeniu.
Czemu dzisiaj jest tak ważne, ważniejsze nawet od tego chociażby co było wczoraj i będzie jutro? Odpowiedź na pierwszy rzut oka może wydawać się mega prosta, jednak wcale taka nie jest. Wczoraj już było, jutra jeszcze nie ma. Jutro jest niepewne, wczoraj do Ciebie nie należy. Mądre słowa. Wersji tego powiedzenia są miliony, jednak wszystkie traktują o tym samym, a mianowicie – nie żyj przeszłością, ani przyszłością bo nie będziesz żyć dzisiaj. A to dzisiaj jest najważniejsze.
Każdy z nas jest sumą swoich doświadczeń. Swoim własnym wszechświatem. W jakiś sposób znalazłeś/aś się w dzisiaj. Coś robisz, o czymś myślisz. Jesteś.
Przeszłość jest ważna, ale nie najważniejsza. To ona zdefiniowała to jaki dzisiaj jesteś. Wszystkie próby i błędy. Chociażby wiedza, którą zdobyłeś w szkole. Lub umiejętność sznurowania butów. Niby takie infantylne przykłady, ale tą nabytą w przeszłości wiedzę stosujemy do dzisiaj. A chyba najważniejszą rzeczą w przeszłości jest to, że już była. Stało się i choćbyś nie wiem co robił, nie odstanie się. Taka kolej rzeczy – czasu nie cofniemy. Długi czas nie potrafiłem sobie poradzić z tym co było. Przeszłość wracała w najmniej oczekiwanych momentach, potrafiąc psuć w ułamku sekundy dobry nastrój budowany od rana. Dosłownie w chwilę, z roześmiania i jako takiej pogody duch nagle na twarz wchodziła obojętność, a do głowy sceny, urywki itp skutecznie psując dzień. W najlepszym przypadku dzień. Niczym tornado, które zabiera wszystko na swojej drodze. Czego bym nie robił, a nie starałem się chyba za dużo robić, myśli i samopoczucie były zajęte rozgrzebywaniem. Babraniem się w szambie porażek. Z minuty na minutę czułem, że fala złości jest coraz i coraz to bliżej i powoli mnie ogarnia. Do tego ta bezsilność. Głównie te dwa uczucia, choć pewnie było ich dużo więcej. Tych złych. Nie umiałem sobie z tym radzić, co za tym idzie, nie mogłem żyć w „teraz”, bo tkwiłem w przeszłości. Czasem potrafiłem tak roztrząsać tygodniami i miesiącami. Po co? Wtedy nie potrafiłem inaczej. Jeżeli tak masz, to może warto by się zastanowić, czy jest sens się w ten sposób starzeć. Tak, dokładnie, starzeć. Bo przecież każdy kolejny dzień nie powoduje, że jesteśmy młodsi. Czy jest sens zabierać miejsce z dziś na to, co było wczoraj. Zacząć żyć w końcu, ale tak normalnie i prawdziwie. A da się tak zrobić, czego jestem dowodem. Kiedy w końcu zrozumiałem, że to wszystko już BYŁO, zaczęło mi się żyć łatwiej. Oczywiście nie za pomocą magicznej różdżki ani cpyknięcia palcem. To był proces, który rozpoczął się, kiedy już nie miałem siły. Trwa do dzisiaj i patrząc na siebie wtedy i teraz, to zmiana jest ogromna. I Tobie też może się udać, i pewnie uda, tylko musisz chcieć i działać Mój Drogi czytelniku, bo od samego chcenia to jeszcze nikomu nie spadło. Tak jak z głodu nikt się jeszcze nie zesrał.
Przyszłość jest niepewna. A jest? Pewnie, że nie jest. Pewna to jest śmierć i podatki. Nie wiesz co będzie jutro, możesz zaplanować, ale nigdy do końca nie wiesz. Ile razy było tak, że miałeś gdzieś jechać / coś zrobić, a stało się inaczej? Dużo, nie?
Przyszłość w kontekście psucia sobie „teraz” jest bardzo pokrewna do przeszłości. Mimo, iż się jeszcze nie wydarzyła, to potrafi skutecznie kraść nam chwile z dziś. Dodajmy sobie babranie się w tym co było i voila. Tkwienie w jutrze również przeżyłem. Nieustanne zamartwianie się o to co będzie. Zanim się jeszcze wydarzyło sic! A czy starczy na to, a jak to będzie, a co ktoś powie itp. A jak w pracy i miliony innych. Zwłaszcza projektowanie swojej przyszłości we własnej głowie. Zakładałem, że coś się wydarzy, nie mając pewności. Bo nie można mieś pewności, prawda? Masz tak? Albo miałeś? Tworzysz przeróżne scenariusze, chociażby tego co ktoś powie, zakładasz jakieś warianty, po czym odpuszczasz, bo założyłeś, ze coś się stanie, albo i nie.
Patrzę sobie teraz na to wszystko z boku. Wiem, że nie było sensu, żeby tak myśleć i okej. Tak było i akceptuję to. Moment, w którym zacząłem żyć tu i teraz był tym przełomowym momentem mojego życia. Twojego pewnie też. Odpuszczenie tego co było, nie zamartwianie się tym co będzie. Wiesz, to wszystko jest połączone z lękami, które przybierają wiele form, żeby odbierać radość z życia. Łatwiej i lepiej mi się egzystuje, kiedy mam czas na dziś. Na to co robię, nawet na to co planuję. Bo nieuniknionym jest pewne myślenie o tym co będzie i co było. Tylko jest różnica w babraniu się, a pamiętaniu do czego nie chce się wracać oraz planowaniem, a zamartwianiem się tym co będzie.
Pomóż, albo daj sobie pomóc. Mimo, że dziś pada deszcz i jest raczej jesiennie ( słyszałem ostatnio, że wiosna jest kobietą – mówi, że już idzie, a siedzi na ławce i maluje paznokcie ), to nawet takie dni jak wczoraj mogą mieć swój urok. Bo są wolne od tego co było.
Zakończę to tekstem z jednej, ze swoich ulubionych piosenek, który wpisuje się w istotę mojego przekazu:

„Ale to już było i nie wróci więcej
I choć tyle się zdarzyło
To do przodu wciąż wyrywa głupie serce
Ale to już było, znikło gdzieś za nami”
M. Rodowicz

Chapeau bas, życiu