Witaj, dzisiaj trochę o motywacji, raczej wąsko, w sposób jaki ja to widzę.
Na wstępie zaznaczę, że nie jestem zwolennikiem kołczingowego pitolenia w stylu „wszystko możesz, musisz tylko wyjść ze swojej strefy komfortu”. Ha ha ha. Z ironią. „Ten helikopter tylko czeka, żebyś do niego wsiadł”. Znasz kogoś, kto wyszedł ze swojej strefy komfortu i na dzień dobry helikopter? Tak, też znam całą masę takich osób. Nie no serio, kończę z tą ironią. Ale u tych czarowników fascynuje mnie jedna rzecz. Potrafią zmotywować.

Zastanów się i odpowiedz. Sobie, a może tutaj. Ile razy w swojej głowie osiągnąłeś wszystko? Wyobrażałeś sobie siebie w różnych sytuacjach. Chodzi mi o te realne rzeczy. Ferrari i miliony ojro na razie zostawmy. Może kiedyś Jak sobie przypomnę, leżąc skacowany na tapczanie w bezruchu cały dzień, w głowie miałem wszystko. Dobrą pracę, awans za awansem, piękną dziewczynę, kupę pieniędzy i furę marzeń. Ale otoczenie głowy na to nie wskazywało Życie. Ale wróćmy do Ciebie, choć w dużej części to był też mój kawałek. Noc się kończy, zaczyna dzień i idziemy do znienawidzonej pracy, albo jedziemy samochodem, który zmieniasz już 4 lata. Wracamy, po 10 godzinach jak z wojny, żeby włączyć telewizornię. Zawsze coś, nie? Nie mam kasy na nowe auto, to nie dla mnie, samo z nieba mi spadnie. Jest dobrze jak jest, mogłoby być lepiej, ale to trzeba by coś robić, a ja nie mam czasu, nie chce mi się, zarobiony jestem. Brzmi znajomo??? Bo jak to będzie, jeżeli Ci się uda? Strasznie… .
Robimy z naszych własnych, prywatnych głów nasze własne, prywatne więzienia. Jeżeli nie lubisz tego słowa, to może to być mała wyspa na środku oceanu. Dookoła tylko woda. Poruszmy się po wyznaczonym terenie, bo nie daj Boże coś się stanie. Tylko co?!. Tkwimy w marazmie, w ugrzecznionych normach. Tylko w odróżnieniu od prawdziwego więzienia, gdzie więzień nie może wyjść, nasze kraty są wyimaginowane. Sami postawiliśmy sobie cele, myśląc, że są z metalu. Ale jakby się zastanowić, to czy to na pewno metal? A nie plastik? Czy inne tworzywo, które wystarczy lekko puknąć i się rozsypie?
Nie wymagam, nie każę od razu nie wiadomo jakiej zmiany. Takiej, że aż sołtys wyprawiłby na jej cześć festyn Raczej chciałbym Cię skłonić do refleksji – czego chcesz i co robisz, żeby to osiągnąć. A jeżeli tego nie robisz, to jaki jest powód.
Posłuchaj. Najświeższy przykład. Pacjent utkwił w pracy bez perspektyw. Jest uzależniony od alkoholu i kilka razy zdarzyło mu się do tej pracy nie przyjść w związku z czym atmosfera się trochę pokiełbasiła. Trochę czasu zajęło mu zrozumienie, że jest swoim jedynym ograniczeniem. Zaczął wysyłać CV. Po trochu. Wczoraj rozmawialiśmy i dostał kolejny telefon z rekrutacji. Coś się dzieje. A to daje satysfakcję. Wystarczyło nie słuchać tego wewnętrznego krytyka terrorysty, który mówił mu, że może jest niedostatecznie dobry. Idzie do przodu. Małymi krokami. Nie wiem czy jest sens skakać.
Jeżeli zdecydujesz się coś zmienić, to zmiany możesz nie zauważyć od razu. Z dnia na dzień. Ale patrząc z perspektywy miesiąca, roku? Przykład. Jeżeli postanowisz odkładać jakąś kwotę, np 500 zł co miesiąc, to po miesiącu będziesz miał 500 zł. Ale po roku? 6000 już wrażenie robi. Jeżeli zdecydujesz się ćwiczyć i porównasz zdjęcia na przestrzeni paru miesięcy też dostrzeżesz zmianę. Chyba, że będziesz podjadał serniczka tonami po nocach .
Powiększajmy sobie to więzienie. Odkrywajmy co będzie po przesunięciu tych krat. One i tak po jakimś czasie znikną. Przecież Cię to nie zabije. Tak samo nie zabije Cie szef jak mu powiesz, że zmieniasz pracę prawda?
Do celu małymi krokami. Daj czas czasowi. Do czasu.
Dużo czasu zajęło mi pojęcie tego magicznego „daj czas czasowi”. To już było trudne, a tu jest jeszcze „do czasu”
Mózg parował. Zmiana u mnie nie działała, bo chciałem od razu wszystko. WSZYYYYSTKO. Nie wiedziałem, albo i wiedziałem tylko nie chciałem widzieć , że żeby przejść kilometr trzeba postawić sporo kroków. Nie da się przeskoczyć. Można zabłądzić, ale wyjść w końcu na trasę. Czas + działanie. To daje rezultaty. Nie jutro, a dzisiaj. Czy coś Ci się stanie? A jeżeli czas zbliża się do deadline’u, to oznacza „do czasu”. Jeżeli nic się nie zadzieje, to może warto by wejść innymi drzwiami?
Dlatego Drogi Czytelniku, kiedy budzisz się rano masz dwie opcje. Spać dalej, albo wstać i coś robić. Może nie od razu wszystko. Może kroczek. Następnego dnia kolejny, to już będą dwa. A za miesiąc? Rok? To już Twój kawałek